piątek, 5 czerwca 2015

Część 2

- Dowiedziałeś się czegoś?! – zapytał łamiącym się, ale zdecydowanym tonem głosu.
- Nie... – usłyszał zrezygnowany głos Mostowiaka. – Od razu zabrali ją na OIOM, zrobili jakieś badania... podają leki... A Ty gdzie jesteś?
- Przy granicy. Za jakieś 4 godziny powinienem u was być. Jak się czegoś dowiesz, dzwoń.
- Okej. Marcin? Wszystko będzie dobrze. 
◊◊◊
- Doktorze, ciśnienie u tej młodej pacjentki, pani Mularczyk znowu rośnie – oznajmiła pielęgniarka wchodząc do gabinetu lekarskiego – Podaliśmy leki, ale mimo to, nadal nie możemy nad nim zapanować.
- Nie możemy dłużej czekać – wstał z krzesła, odruchowo przekładając przez szyję stetoskop. – Musimy ratować dziecko. Proszę przygotować operacyjną. Jedziemy na cesarskie.
- … – kiwnęła głową, na znak, że zrozumiała i zniknęła za zakrętem.
Kilkanaście minut później do Marka podeszła jedna z pielęgniarek, informując go o decyzji lekarzy, doskonale wiedziała, że nie powinna tego robić... Mostowiak rozmawiał z nią już kilkakrotnie, prosząc o najdrobniejsze informacje. Odmawiała, tłumacząc, że naprawdę nie może, ale teraz... teraz coś w niej pękło... Mężczyzna podziękował jej za informację i od razu zadzwonił do Marcina. Chłopak dojeżdżał do Warszawy. Jeszcze godzina, trochę ponad i powinien pojawić się w szpitalu. Od kiedy wsiadł do auta we Frankfurcie nie zrobił sobie żadnej przerwy. Cały czas pędził, liczyło się tylko to, by znaleźć się przy niej jak najszybciej.
◊◊◊
Wbiegł do szpitala, od razu kierując się na oddział wskazany przez Marka. Widząc Mostowiaka siedzącego na jednym z krzeseł na końcu korytarza przyspieszył.
- Gdzie ona jest? – zapytał kiedy znalazł się wystarczająco blisko.
- Na OIOMie. Nie wiem gdzie – dodał, widząc pytające spojrzenie Marcina. – Spróbuj w lekarskim – mówił, wskazując dłonią na drzwi znajdujące się kilka metrów dalej. Zanim dokończył, chłopaka już przy mim nie było. Biegł we wskazane przez niego miejsce.
- Dzień dobry. Przywieziono do Was wczoraj młodą kobietę w ciąży – zaczął od razu. – Mularczyk Katarzyna. W jakim ona jest stanie?
- A... pan jest kimś z rodziny? Pan jest mężem?
- … – zawahał się nie wiedząc co odpowiedzieć, przecież... nie byli małżeństwem. Jeszcze nie.
- Ja... mogę udzielić informacji tylko rodzinie. Takie są..
- Tak, jestem jej mężem – Skłamał.
- ... – pomimo, że odpowiedział stanowczym tonem głosu, zastanowiła się przez chwilę. – Przywieziono ją na moim dyżurze. Żona była w bardzo ciężkim stanie, próbowaliśmy wstrzymać się z decyzją o cesarskim cięciu, ale zagrożenie wylewem... Nie mogliśmy dłużej czekać.
- Jakim wylewem? Co z dzieckiem?
- Jest już w drodze do Warszawy. Do szpitala na Wilanowskiej. Tam będzie miał najlepszą opiekę.
- Ja muszę ją zobaczyć. Muszę. Proszę. Zaprowadzi mnie pani do niej? Proszę.
- … – wstała, zabierając ze stołu plik kartek. – Zapraszam.
- Dziękuję – wysilił się na blady uśmiech, jednocześnie przepuszczając kobietę w drzwiach.


Chwilę później stali przed oknem oddzielającym korytarz od sali, na której leżała Kasia. Od razu ją zobaczył. Pierwsze łóżko, najbliżej okna, jakieś aparatury, kabelki, rurki i ona. Blada. Leżała, wpatrując się w jakiś martwy punkt na suficie. Czując, że w oczach zaczynają gromadzić się łzy, przymknął powieki. Nie mógł się teraz rozkleić. Musiał być silny. Nie mogła go przecież zobaczyć w takim stanie. Wziął kilka głębokich oddechów, przełknął nerwowo ślinę... Kiedy ponownie otworzył oczy, patrzyła w jego stronę, blady uśmiech nieco rozjaśniał jej przygaszoną, zmęczoną twarz. Odwzajemnił gest. Uśmiechnął się nikle. Uniosła delikatnie dłoń do góry, jednocześnie, bezgłośnie wypowiadając jego imię.
- Czy ja mogę... wejść do niej? - zapytał, przenosząc wzrok na kobietę, która cały czas stała obok.
- Żona jest bardzo słaba... proszę jej długo nie męczyć – mówiąc to uśmiechnęła się do chłopaka. - A gdyby pan czegoś potrzebował, to tam – wskazała na pomieszczenie, znajdujące się wewnątrz sali – jest pielęgniarka.
- Dziękuję – odwrócił się dokładnie w tym samym momencie, kiedy do dziewczyny podbiegła wspomniana wcześniej pielęgniarka. Od razu spojrzała na ekran jednego z urządzeń. Była zdenerwowana, rozmawiała z lekarką, która jeszcze chwilę temu stała obok niego.
- Proszę wezwać anestezjologa – usłyszał, jednocześnie czując jak nogi się pod nim uginają – Będziemy operować. I potrzebna krew na cito. Bez krzyżówki.
- Co się dzieje? - zatrzymał wybiegającą z sali pielęgniarkę.
- Przepraszam, nie mogę teraz... - zostawiając go bez odpowiedzi, pobiegła wzdłuż korytarza. Ponownie podszedł do okna. Patrzył jak kobieta przełącza jakieś kabelki... Przez chwilę wydawało mu się, że Kaśka jest nieprzytomna, ale nie. Odwróciła głowę w jego stronę. Przerażenie które malowało się w jej oczach, jeszcze bardziej potęgowało jego strach. Kątem oka zauważył, dwóch mężczyzn, którzy od razu podeszli do łóżka dziewczyny.
- Kaśka – podbiegł do niej, kiedy tylko wywieźli ją na korytarz. Szedł obok niej, trzymał ją za rękę. – Gdzie ją zabieracie?
- Będziemy operować.
- Przecież ona była już operowana! Co się dzieje?!
- Nie teraz!
- Kochanie – wrócił wzrokiem na twarz dziewczyny, z trudem panował nad zbierającymi się w oczach łzami, nad łamiącym się głosem... Tak cholernie się bał. Nie wiedział co się z nią dzieje, dlaczego zabierają ją na kolejną operację... – Wszystko będzie dobrze. Słyszysz?
- Marcin... – wyszeptała ledwo słyszalnym głosem. – Kocham cię...
- … – cały czas patrzył prosto w jej oczy, trzymał jej dłoń...
- Musi pan tutaj zostać. Przepraszam.
- Kocham cię najbardziej... – tylko tyle zdążył powiedzieć zanim łóżko zniknęło za drzwiami.


3 komentarze:

  1. Ojaa!! <3
    tylko tyle umiem powiedziec!

    OdpowiedzUsuń
  2. napięcie zaczyna sięgać zenitu!
    grunt to skończyć w idealnym momencie.
    czekam na kolejną część :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie :'( .. Ja już chcę 3 część ♥ /.nika

    OdpowiedzUsuń