Wychodząc,
zbierał wszystkie niezbędne rzeczy. Garnitur, płaszcz...
Upewniając się, że zabrał wszystko, stanął naprzeciwko
dziewczyny, patrząc jej prosto w oczy.
-
Kocham cię najbardziej na świecie – powiedział z tą
charakterystyczną dla niego czułością w głosie.
- …
– przez chwilę patrzyła w jego oczy, a zanim cokolwiek
odpowiedziała, złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek,
który od razu odwzajemniła. Przerwał po chwili i gładząc dłonią
zaokrąglony brzuszek, musnął go przelotnie. – Czekaj na mnie –
powiedział do syna, po czym ujmując dłonią twarz Kasi, musnął
jeszcze przelotnie jej czoło.
- Też
cię kocham – powiedziała, kiedy Chodakowski stał już w
drzwiach.
- …
– nic już nie powiedział. Odwrócił się tylko, by móc spojrzeć
na nią przez chociaż krótką chwilę. Stała w tej samej
pozycji, posyłając mu promienny uśmiech, który tak bardzo kochał.
Na pożegnanie puścił jej oczko i zniknął za drzwiami.
◊◊◊
Kilka godzin później, z promiennym uśmiechem i planami domu
spacerowała po działce w Grabinie. Co jakiś czas zatrzymywała
się, rozglądała dookoła i robiąc kilka zdjęć, ruszała dalej.
Kiedy znalazła się dokładnie w miejscu, gdzie będzie stał ich
dom, wystukała na klawiaturze telefonu, doskonale znany numer.
Czekając, aż chłopak odbierze, ruszyła kilka kroków przed
siebie.
-
Czeeeść – powiedziała przeciągle, kiedy tylko odebrał
połączenie. – Zgadnij, skąd do ciebie dzwonię – mówiła
dalej, nie kryjąc swojego zadowolenia.
- No
nie mam zielonego pojęcia. Mów.
-
Haa... – zaśmiała się delikatnie. – Z naszej sypialni. –
wyjaśniła z taką samą nutką rozbawienia, jak na początku.
- Też
mi nowość. – odwzajemnił jej gest – I co z tego?
- Z
naszej przyszłej sypialni – wyjaśniła, akcentując przy tym
ostatnie dwa słowa – Jestem właśnie w miejscu, tak jestem
dokładnie w tym miejscu – upewniła się, że stoi tam, gdzie
powinna – gdzie będzie stało nasze łóżeczko. A...
-
Kaśka … Co?! - dopiero zrozumiał, o czym mówiła. Momentalnie
ton jego głosu zmienił się nie do poznania. Był wyraźnie
zdenerwowany. – Ty w Grabinie jesteś? Kto cię tam zawiózł?
- Sama
przyjechałam – odpowiedziała beztrosko, nic nie robiąc sobie z
jego zmienionego tonu głosu.
-
Kaśka, ty miałaś iść do lekarza, a nie urządzać sobie
wycieczki po lesie… Słuchaj, jesteś kompletnie nieodpowiedzialna.
- Oj
dobrze, tylko się nie denerwuj, nie histeryzuj – trochę
poważniejąc, starała się go uspokoić. Przecież nic się nie
działo. – Po prostu chcę zostać w Grabinie do twojego powrotu. A
do lekarza pójdę za parę dni, dobrze? – spytała takim
spokojnym, uroczym tonem głosu. Miała nadzieję, że w ten sposób
jakoś go przekona. – Poza tym myślę, że pani Basia się mną
lepiej zaopiekuje niż Janka – rozbawiony ton głosu powrócił.
Jego zdenerwowanie niewiele ją ruszyło.
-
Słuchaj, masz iść do pani Basi, jasne? - mówił do niej
stanowczym i nadal zdenerwowanym tonem głosu. A ona nadal
uśmiechając się szeroko, usiadła na pieńku. – Ja wychodzę
teraz na spotkanie i przez 2 godziny będę miał wyłączony
telefon, więc zadzwonię po. Ale ty masz być u Mostowiaków, jasne?
– mówił do niej stanowczo, a ona nadal jakby nic sobie z tego nie
robiąc, uśmiechała się do telefonu. – Kocham cię. – mówiąc
to, jego ton głosu złagodniał, a uśmiech mimowolnie wkradł się
na jego usta. – No, pa.
- Pa.
◊◊◊
Jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała w tym samym miejscu,
rozglądając się dookoła. Nie mogła nacieszyć się pięknem tego
miejsca. I chyba nadal nie mogła uwierzyć w swoje szczęście? W
to, że wkrótce to tutaj będzie spędzała każdy poranek, każdy
wieczór... W końcu postanowiła, że czas zbierać się do
Mostowiaków. Chcąc wstać, poczuła silny ból brzucha. Od razu
oparła się dłonią o pieniek, a drugą położyła na brzuchu.
Usiadła.
-
Aaa... – oddychała głęboko, trzymając obie dłonie na brzuchu.
– Oj, co jest? … Aaa! - ból
stawał się coraz silniejszy. Oddychając głęboko, czekała, aż
ból przejdzie. Nie przechodził. Wstała i poczuła kolejne ukłucie.
Osunęła się na trawę, ręką opierając o pieniek. – Ałaaaa...
Już już już... – spojrzała na wyświetlacz telefonu,
wybierając numer Marcina. – Spokojnie Malutki. – mówiła, ledwo
wytrzymując z bólu. Zamiast Marcina usłyszała w słuchawce
automatyczną sekretarkę – Marcin... Ałaaaaaaa! – kolejne
ukłucie, tak silne, że upuściła telefon, osuwając się na trawę.
– Aaaaaaaa! - krzyknęła ostatkami sił. Zemdlała.
zapowiada się ciekawe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń