niedziela, 31 maja 2015

Prolog

Wychodząc, zbierał wszystkie niezbędne rzeczy. Garnitur, płaszcz... Upewniając się, że zabrał wszystko, stanął naprzeciwko dziewczyny, patrząc jej prosto w oczy.
- Kocham cię najbardziej na świecie – powiedział z tą charakterystyczną dla niego czułością w głosie.
- … – przez chwilę patrzyła w jego oczy, a zanim cokolwiek odpowiedziała, złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek, który od razu odwzajemniła. Przerwał po chwili i gładząc dłonią zaokrąglony brzuszek, musnął go przelotnie. – Czekaj na mnie – powiedział do syna, po czym ujmując dłonią twarz Kasi, musnął jeszcze przelotnie jej czoło.
- Też cię kocham – powiedziała, kiedy Chodakowski stał już w drzwiach.
- … – nic już nie powiedział. Odwrócił się tylko, by móc spojrzeć na nią przez chociaż krótką chwilę. Stała w tej samej pozycji, posyłając mu promienny uśmiech, który tak bardzo kochał. Na pożegnanie puścił jej oczko i zniknął za drzwiami.


◊◊◊

Kilka godzin później, z promiennym uśmiechem i planami domu spacerowała po działce w Grabinie. Co jakiś czas zatrzymywała się, rozglądała dookoła i robiąc kilka zdjęć, ruszała dalej. Kiedy znalazła się dokładnie w miejscu, gdzie będzie stał ich dom, wystukała na klawiaturze telefonu, doskonale znany numer. Czekając, aż chłopak odbierze, ruszyła kilka kroków przed siebie.
- Czeeeść – powiedziała przeciągle, kiedy tylko odebrał połączenie. – Zgadnij, skąd do ciebie dzwonię – mówiła dalej, nie kryjąc swojego zadowolenia.
- No nie mam zielonego pojęcia. Mów.
- Haa... – zaśmiała się delikatnie. – Z naszej sypialni. – wyjaśniła z taką samą nutką rozbawienia, jak na początku.
- Też mi nowość. – odwzajemnił jej gest – I co z tego?
- Z naszej przyszłej sypialni – wyjaśniła, akcentując przy tym ostatnie dwa słowa – Jestem właśnie w miejscu, tak jestem dokładnie w tym miejscu – upewniła się, że stoi tam, gdzie powinna – gdzie będzie stało nasze łóżeczko. A...
- Kaśka … Co?! - dopiero zrozumiał, o czym mówiła. Momentalnie ton jego głosu zmienił się nie do poznania. Był wyraźnie zdenerwowany. – Ty w Grabinie jesteś? Kto cię tam zawiózł?
- Sama przyjechałam – odpowiedziała beztrosko, nic nie robiąc sobie z jego zmienionego tonu głosu.
- Kaśka, ty miałaś iść do lekarza, a nie urządzać sobie wycieczki po lesie… Słuchaj, jesteś kompletnie nieodpowiedzialna.
- Oj dobrze, tylko się nie denerwuj, nie histeryzuj – trochę poważniejąc, starała się go uspokoić. Przecież nic się nie działo. – Po prostu chcę zostać w Grabinie do twojego powrotu. A do lekarza pójdę za parę dni, dobrze? – spytała takim spokojnym, uroczym tonem głosu. Miała nadzieję, że w ten sposób jakoś go przekona. – Poza tym myślę, że pani Basia się mną lepiej zaopiekuje niż Janka – rozbawiony ton głosu powrócił. Jego zdenerwowanie niewiele ją ruszyło.
- Słuchaj, masz iść do pani Basi, jasne? - mówił do niej stanowczym i nadal zdenerwowanym tonem głosu. A ona nadal uśmiechając się szeroko, usiadła na pieńku. – Ja wychodzę teraz na spotkanie i przez 2 godziny będę miał wyłączony telefon, więc zadzwonię po. Ale ty masz być u Mostowiaków, jasne? – mówił do niej stanowczo, a ona nadal jakby nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechała się do telefonu. – Kocham cię. – mówiąc to, jego ton głosu złagodniał, a uśmiech mimowolnie wkradł się na jego usta. – No, pa.
- Pa.

◊◊◊

Jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała w tym samym miejscu, rozglądając się dookoła. Nie mogła nacieszyć się pięknem tego miejsca. I chyba nadal nie mogła uwierzyć w swoje szczęście? W to, że wkrótce to tutaj będzie spędzała każdy poranek, każdy wieczór... W końcu postanowiła, że czas zbierać się do Mostowiaków. Chcąc wstać, poczuła silny ból brzucha. Od razu oparła się dłonią o pieniek, a drugą położyła na brzuchu. Usiadła.
- Aaa... – oddychała głęboko, trzymając obie dłonie na brzuchu. – Oj, co jest? … Aaa! - ból stawał się coraz silniejszy. Oddychając głęboko, czekała, aż ból przejdzie. Nie przechodził. Wstała i poczuła kolejne ukłucie. Osunęła się na trawę, ręką opierając o pieniek. – Ałaaaa... Już już już... – spojrzała na wyświetlacz telefonu, wybierając numer Marcina. – Spokojnie Malutki. – mówiła, ledwo wytrzymując z bólu. Zamiast Marcina usłyszała w słuchawce automatyczną sekretarkę – Marcin... Ałaaaaaaa! – kolejne ukłucie, tak silne, że upuściła telefon, osuwając się na trawę. – Aaaaaaaa! - krzyknęła ostatkami sił. Zemdlała.



1 komentarz: